Próba całkowitego wyeliminowania z sieci pirackiego oprogramowania jest jak walka z wiatrakami. Na przestrzeni ostatnich 15 lat udało się zamknąć kilka dużych projektów, jednak aktywność użytkowników od razu przenosiła się w inne, lepiej zabezpieczone miejsca w internecie. Trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, czy faktycznie warto za wszelką cenę walczyć z piratami? Czy rzeczywiście szkodzą oni oryginalnym twórcom? Organy ścigania lub poszkodowani, którzy złożyli wnioski w sądzie, tłumaczą, że gdyby nie dostęp do nielegalnego oprogramowania, to zarobiliby więcej pieniędzy. Czy faktycznie jest to prawda? Warto sprawdzić, jaki wpływ na piractwo ma sprzedaż legalnego oprogramowania. Wbrew pozorom odpowiedź nie jest taka oczywista, jak się może początkowo wydawać.
Piractwo - Napster rozwija dobra kulturowe w sieci
Napster to jeden z pierwszych serwisów internetowych, który zdobył masową popularność wśród internautów. Umożliwiał pobieranie i wymianę plików muzycznych metodą P2P (peer-to-peer). Na początku administratorzy wrzucali cały album lub utwór za pośrednictwem Napstera, a w tym samym czasie pozostałe osoby pobierały częściowo udostępnione pliki. Wystarczyło pobrać zaledwie kilka kilobajtów danych, aby momentalnie udostępniać muzykę dalej. W ten sposób rosła sieć internautów, którzy w obrębie Napstera wymieniali się materiałami poprzez wzajemne pobieranie i wysyłanie plików. Beztroski proceder nie trwał jednak długo, gdyż już po roku działalności, a dokładnie w 2000 roku, perkusista zespołu Metallica, Lars Ulrich, pozwał twórców o naruszania praw autorskich. Nie trzeba było długo czekać na efekty – pod naciskiem wytwórni fonograficznych Napster przekształcił się w płatny serwis z muzyką. Ze względu na złe skojarzenia zdecydowano się na rebranding marki, która obecnie znana jest pod nazwą Rhapsody. Z dzisiejszej perspektywy krok ten wydaje się dobrym rozwiązaniem, choć wtedy twórcy musieli borykać się z wieloma problemami na gruncie prawnym.
Piractwo - MegaUpload przechodzi do ataku
Kolejnym projektem, który zyskał międzynarodową sławę, jest nieistniejący od 2012 roku serwis MegaUpload. Założony w 2005 r. przez Kima Dotcoma, w założeniach służyć miał jako jeden z pierwszych wirtualnych dysków, dzięki któremu użytkownicy mogli udostępniać pliki i autorskie materiały. W praktyce jednak MegaUpload stał się idealnym miejscem do wrzucania nielegalnych filmów, seriali, muzyki, gier czy aplikacji. I choć twórca oficjalnie odcinał się od nieetycznych praktyk użytkowników, to jednak nie poczynił zbyt wielu kroków w kierunku ograniczania dostępności piratom. Po siedmiu latach majątek firmy wartej ponad 330 milionów dolarów hongkońskich został zamrożony przez Wydział Celny w Hongkongu, zaś rok później Kim Dotcom zmienił swoją politykę, wypuszczając nowy serwis o nazwie Mega – po raz kolejny otrzymaliśmy wirtualną chmurę, tym razem jednak odcinającą się od piractwa. Na jak długo? Czas pokaże.
Piractwo - BitTorrent a sprzedaż oprogramowania
Sieć BitTorrent do dziś jest twardym orzechem do zgryzienia dla wszystkich, którzy podjęli walkę z pirackim oprogramowaniem. To obecnie największy kanał P2P na świecie, który łączy się z wieloma serwisami. Jednym z najpopularniejszych, który również długo borykał się z licznymi procesami sądowymi, był The Pirate Bay – szwedzka wyszukiwarka plików .torrent. Nie pomogło jednak zamknięcie tej i podobnych stron, a takie aplikacje jak uTorrent tylko to potwierdzają, gromadząc każdego dnia miliony użytkowników. Czy szkodzą oni legalnemu dostępowi do dóbr kultury w postaci muzyki, filmów czy książek? Niekoniecznie.
W 2012 roku przeprowadzono interesujące badania. Dowiodły, że korzystanie z sieci BitTorrent ma wręcz odwrotny skutek – osoby, które w nieuczciwy z punktu widzenia praw autorskich sposób korzystają z dóbr kulturowych, kupują aż o 30% więcej legalnej muzyki niż osoby, które tego nie robią. Jak to możliwe? W świadomości stróżów prawa przyjęła się opinia, że internauci okradają właścicieli praw autorskich. Tymczasem okazuje się, że duża ich część traktuje pobranie nielegalnego oprogramowania jako sprawdzenie przed zakupem oryginalnej wersji. Gdyby nie mieli takiej możliwości, to nie zdecydowaliby się na zakup. Duża grupa osób najzwyczajniej docenia w ten sposób dzieła autorów i po pewnym czasie wybiera zakup legalnej płyty.
Piractwo napędza sprzedaż seriali i filmów?
Pod koniec 2013 roku pojawiło się podsumowanie najczęściej pobieranych nielegalną drogą seriali telewizyjnych. Drugi rok z rzędu wygrała Gra o Tron. W oficjalnym oświadczeniu stacji HBO nie było jednak choćby cienia krytyki. Co więcej, jeden z przedstawicieli stwierdził nawet w oficjalnym oświadczeniu, że jest to wyróżnienie bardziej satysfakcjonujące niż zdobycie nagrody Emmy. Skąd tak wielki entuzjazm i poparcie dla piractwa? Okazuje się, że dzięki dostępności serialu w sieci zwiększyła się sprzedaż płyt DVD i Blu-Ray z serialem, a jednocześnie liczba telewidzów stacji HBO. W rezultacie tylko trzeci sezon serialu Gra o Tron zobaczyło ponad 13 milionów użytkowników, choć ostatni – rekordowy – odcinek pobrało z sieci 5,9 milionów osób.
Piractwo a rynek muzyczny w Polsce
Sprzedaż muzyki w naszym kraju przez wiele lat zaliczał tendencję zniżkową. I choć obecnie uzyskanie platynowej płyty nie jest równoznaczne z tym samym osiągnięciem zdobytym 10 lat temu (zmniejszony próg liczby sprzedanych egzemplarzy), to jednak twórcy zaczęli wyraźnie zmieniać strategię promocji. Za pośrednictwem serwisu YouTube lub oficjalnych stron wykonawców, użytkownicy mogą bezproblemowo odsłuchać premierowe utwory. Jednym z największych przeciwników takiego podejścia był słynny wykonawca Kazik – nie tylko krytykował internautów, lecz również nazwał ich złodziejami, co przyczyniło się do drastycznego spadku zainteresowania jego dziełami. Internauci nie muszą – jak się powszechnie wydaje – traktować pobieranie z sieci programów jako kradzież. Niejednokrotnie próbują odwdzięczyć się artystom, wspierając ich poprzez kupno oryginalnego produktu.
Piractwo - czy walka z nim ma sens?
Nie należy zapominać również o partiach politycznych, których głównym celem jest walka o wolny dostęp do dóbr kulturowych – tutaj warto wymienić choćby Partię Piratów. Nie wszystkie osoby, które pobierają materiały z sieci, muszą być złodziejami lub działać na niekorzyść twórców – brak wolnego dostępu do plików w sieci, nigdy nie umożliwiłby im zakup oryginalnego towaru. W końcu nie każdy lubi kupować przysłowiowego kota w worku. Są też i takie przypadki, gdzie określone produkty są tylko w wybranych krajach (np. na innym kontynencie), przez co dostęp do określonych dzieł może być jeszcze bardziej utrudniony. Nie zmienia to faktu, że walka z piractwem zapewne potrwa jeszcze przez wiele lat, jednak póki ludzie dążą do wolności w przepływie dóbr kulturowych, zawsze znajdą się sposoby na wolny przepływ informacji w sieci.