Wracamy do bardzo ciekawej kwestii dotyczącej bezpieczeństwa użytkowników w sieci. Jak się okazuje, ochrona danych osobowych niekoniecznie musi być związana z ochroną antywirusową czy ostrożnością przy odwiedzaniu podejrzanych stron internetowych. Praktyki stosowane od kilku lat przez takich gigantów jak Google udowadniają, że nawet internauci roztropnie korzystający z zasobów sieciowych mogą mieć problemy związane z bezprawnym wykorzystaniem ich wizerunku. Jak już wspomnieliśmy, w maju 2014 roku Trybunał Sprawiedliwości uznał, że amerykańska firma powinna w końcu ponieść konsekwencje swoich działań, polegających na inwigilacji internautów i zapisywania w historii wyszukiwania informacji poufnych – w tym danych osobowych. Poniżej odpowiemy, czym jest prawo do zapomnienia oraz jaki może mieć wpływ na zmianę polityki Google oraz innych korporacji praktykujących podobne działania.
Prawo do zapomnienia - definicja
Prawo do zapomnienia, a właściwie prawo do bycia zapomnianym (ang. right to be forgotten) zostało poparte decyzją trybunału. Prawo do zapomnienia to prawo konkretnych osób do usunięcia z obiegu publicznego informacji ich dotyczących. Oznacza to, że osoba poszkodowana może poprosić Google o usunięcie wyników wyszukiwania na swój temat w przypadku, gdy są "niepełne, nieaktualne lub nieistotne" – w takiej sytuacji firma nie ma prawa odmówić. Problem polega na tym, że wraz z integracją takich usług jak poczta elektroniczna Gmail, serwis strumieniujący materiały wideo YouTube, a także portal społecznościowy Google Plus, znacznie łatwiej jest znaleźć szczegółowe informacje o poszczególnych użytkownikach sieci. Wystarczy wpisać dowolne imię i nazwisko aby przekonać się, że dziś trudno już o anonimowość. Co innego, jeśli ktoś sam opublikował zdjęcie z prywatnej kolekcji czy informacje o sobie. Okazuje się jednak, że dziś zniszczenie wizerunku drugiej osoby w sieci jest praktycznie na wyciągnięcie ręki.
Dobrym przykładem w Polsce jest "Pan Andrzej", który w rzeczywistości nazywa się Janusz Ławrynowicz. Pracując jako dzielnicowy musiał liczyć się z koniecznością opublikowania zdjęcia w Internecie. Pewnego dnia ktoś wyciął mu numer, przerobił zdjęcie, a następnie stworzył mema. W rezultacie twarz poszkodowanego szybko obiegła Internet, zaś każdego dnia pojawiały się kolejne przeróbki. Pomimo interwencji prokuratury nie dało się powstrzymać niekontrolowanego wycieku, zaś poszkodowany jeszcze przez długi lat miał z tego tytułu nieprzyjemności na ulicy. I choć w tym przypadku nie była to akurat wina Google, to z pewnością ograniczenie wyszukiwania podobnych memów – choćby poprzez zablokowanie najważniejszych słów kluczowych – mogłoby pomóc w uniknięciu opisanej historii.
Prawo do zapomnienia - stanowisko Trybunału Sprawiedliwości
Trybunał Sprawiedliwości przychylił się do decyzji o zatwierdzeniu prawa do bycia zapomnianym z powodu skargi, jaka miała miejsce w 2010 roku. Obywatel Hiszpanii złożył ją wówczas w AEPD – hiszpańskiej agencji ochrony danych. Okazało się, że wpisując imię i nazwisko poszkodowanego, wyszukiwarka Google przenosiła internautę pod adres, w którym znajdowały się artykuły prasowe mające 16 lat. Dotyczyły one licytacji za długi, stawiając obywatela w negatywnym świetle. Hiszpan udowodnił, że wspomniany dług został przez niego już dawno spłacony, jednak wciąż osoby nieobeznane w temacie mogły mieć o nim negatywne zdanie. Trzeba było 4 lat na zakończenie tej sprawy, co w rezultacie sprawia, że każdy internauta może zażądać usunięcia danych o sobie, o ile spełniają omówione wcześniej warunki.
Prawo do zapomnienia a stanowisko Google’a
Google przy niemal każdej tego typu rozprawie jako główny argument porusza swobodę przepływu informacji. Zdaniem amerykańskiego giganta, ograniczanie dostępu do wyników wyszukiwania lub ich usuwanie z wyszukiwarki mogłoby zostać potraktowane jako cenzura Internetu. Ponadto firma zaprzecza, żeby monitorowała czy kontrolowała posiadane dane – reklamy kontekstowe są chyba najlepszym przykładem na to, że przytoczone argumenty nie są do końca przekonujące. Google twierdzi również, że nie ma wpływu na kontrolę danych, ułatwiając jedynie szybsze odnalezienie informacji, które już dawno pojawiły się w sieci. O ile można zgodzić się z pierwszą częścią poprzedniego zdania, tak już "szybsze odnalezienie w sieci" skutecznie osłabiło linię obrony amerykańskiej korporacji. To właśnie z poziomu wyszukiwarki każdego dnia jest najwięcej wejść na rozmaite strony. Należy podkreślić, że popularność wielu rekinów z branży IT byłaby niemożliwa, gdyby nie algorytmy zawarte w wyszukiwarce Google.
Prawo do zapomnienia – zagrożenia
Już kilka dni po ogłoszeniu orzeczenia Trybunału Sprawiedliwości okazało się, że nie brakuje chętnych do usunięcia swoich danych. Jak doniosło BBC, do Google odezwał się w tej sprawie m.in. polityk ponownie startujący w wyborach, który zażądał usunięcie informacji dotyczących "niewłaściwego zachowania w biurze", lekarz, na temat którego w sieci znaleźć można wiele negatywnych opinii czy osoba skazana za posiadanie dziecięcej pornografii. Czy zatem warto umożliwić każdemu obywatelowi skorzystanie z takich środków jak prawo do zapomnienia? Warto samemu odpowiedzieć sobie na to pytanie, odnosząc się do powyższych przykładów. Niewykluczone jednak, że z czasem nadejdą odpowiednie poprawki w tej sprawie.